Galeria wyprawy:
Zobaczyć Machu Picchu moje wielkie marzenie, kiedyś wypowiedziane na jakimś spotkaniu podróżników strasznie odległe i nierealne po kilku latach zwiedzania świata stawało się coraz bliższe realizacji. Byłem już na kilku kontynentach nadeszła kolej na Amerykę Południową.
Peru słynne zaginione cywilizacje, inkaskie pozostałości architektury położone wysoko w niedostępnych Andach resztki kompleksów świątynnych, pałaców, twierdz do dziś zapierające dech w piersiach zbudowane na stromych szczytach i zboczach, ale Peru to nie tylko Inkowie lecz również wspaniała architektura kolonialna kiedy hiszpańscy konfistadorzy odłożyli szpady zaczęli intensywnie budować swoje świątynie często na ruinach inkaskich tworząc wiele ciekawych zabytków imperialnych. Ale Peru to też słynna Costa czyli wybrzeże Oceanu Spokojnego z niezwykłymi wyspami, archipelagami zamieszkanymi przez bardzo egzotyczne zwierzęta. To też przede wszystkim ogromne Andy ze szczytami dochodzącymi do 7000m, kaniony, pustynie, słynny położony powyżej 4000m płaskowyż Altiplano. Boliwia ze stolicą La Paz do której można wjechać dopiero po odpowiedniej aklimatyzacji jest położone na wysokości 3800m., największe na świecie słone jezioro Salar de Uyuni i najciekawsza surowa i kolorowa część płaskowyżu Altiplano obok chilijskiej granicy. To też słynne Titicaca najwyżej położone jezioro żeglowne świata gdzie położone nad nim kraje utrzymują marynarkę wojenną na wysokości 3812m. tyle do dziś nieodkrytej historii, smaków, kolorów i sekretów – jedno z moich podróżniczych marzeń zaczyna się realizować. Ruszam razem z grupa podróżników z Krakowa lecimy holenderskimi królewskimi liniami KLM do Amsterdamu malutkim Bombardierem 900 i dalej już do Limy ogromnym szerokokadłubowym B777-300 ER lubię latać dużymi samolotami obsługują nas stewardzi - mężczyźni czują klimat robiąc z tyłu samolotu mały barek z piwem więc 12 godzinny lot szybko mija. Trasa jaką będziemy się poruszali ma swój sens i logikę powoli zdobywamy wysokość i aklimatyzacje. Miejsca jakie są na naszej trasie odwiedzane są przez większość turystów nawet nazywa się ją „Gringo Trail”. Lima stolica Peru tutaj odbiera nas nasz leader Paweł będzie towarzyszył nam przez całą wyprawę. Lima to ogromne miasto nad oceanem zwiedzamy kolonialną starówkę, jej serce rynek główny czyli Plaza Mayor zwana też Plaza de Armas plac Broni. Elegancka żółta zabudowa zachwyca plac wytyczony przez samego Francisca Pizarra hiszpańskiego konfistatora, który podczas swojej trzeciej wyprawy do Peru założył miasto Limę. Konfistatorzy czyli hiszpańscy najeźdźcy traktowali te tereny jako krainę pełną złota i bezlitośnie ją podbijali. Podbili i zagarnęli całe Imperium Inkaskie w Peru w XVw. Milionowe cywilizacje Inkaskie znajdowały się na bardzo wysokim poziomie rozwoju stały się ofiarą własnych religii wierzyli, że jeden z ich bogów będzie biały, brodaty i na statku wróci do swojego ludu. Początkowo Konfistatorów przyjmowali jak bogów obdarowywali złotem i bogactwami co chciwi Hiszpanie okrutnie wykorzystali. Hiszpanie nie tylko Inków mordowali i wypędzali w góry, ale też niszczyli ich miasta i świątynie na ich ruinach budowali chrześcijańskie kościoły chcąc ich nawracać. Na placu dominuje chrześcijańska Katedra de Lima, elegancki Pałac Arcybiskupi będący teraz siedzibą prezydenta zdobiony pięknymi rzeźbieniami, fasadami. Całe Peru to tereny silnie sejsmiczne częste trzęsienia ziemi mocno zniszczyły starówkę jedyną w pełni oryginalna jest tutaj fontanna stojąca na środku placu. Jako ciekawostkę stojący tutaj pałac Arcybiskupi przebudowywano w 1924 r wg projektów polskiego inżyniera Ryszarda Małachowskiego. Drugim znanym naszym rodakiem tutaj był budowniczy najwyżej położonej kolei na świecie Ernest Malinowski jego dzieło Kolej Andyjska wspina się na wysokość 5000m działa do dzisiaj. Peruwiańczycy pamiętają zwiedzamy kilka pamiątek związanych z naszymi rodakami. Przypadkowo trafiamy na festiwal folkloru Inków niesamowite przeżycie długo bawimy się z tubylcami. Cudownie piękne stroje ludowe zresztą tak kolorowo ubranych ludzi będziemy spotykali w całym Peru. Zwiedzamy Muzeum Złota przeogromna kolekcja złota, srebra, szlachetnych kamieni, ceramiki eksponatów cywilizacji prekolumbijskich, preinkaskich, inkaskich zrabowanych i wywiezionych przez kolonizatorów. To własność prywatna milionera Miguela Mujica Gallo, który jeździ po świecie i wykupuje zrabowane eksponaty. Kolekcja jest ogromna. Drugą częścią jest muzeum broni, mundurów, szabli eksponatów z historii Peru. W Limie spędzamy jeden dzień. W środku nocy bardzo wygodnym autobusem sypialnym ruszamy do Pisco miasta znanego z narodowej peruwiańskiej wódki o tej samej nazwie. Ciekawe, kolonialne miasto zostało zniszczone w wielkim trzęsieniu ziemi i do dzisiaj podnosi się z ruin. Stanowi bazę wypadową na Półwysep Paracas oraz na wyspy Ballestas. Wyspy Ballestas to jedna z większych atrakcji Peru jest to rezerwat nazywany „Peruwiańskie Galapagos” żyją tu lwy morskie, pingwiny, kormorany, głuptaki. Podpływamy łodzią na ląd nie można zejść w wodzie pluskają się wieloryby, delfiny. Na wyspie jest gęsto od ptaków ich odchody – guano to słynny bardzo drogi nawóz eksportowany za granicę. Cenny do tego stopnia, że stał się przyczyną wojny saletrzanej pomiędzy Peru i Chile w latach 1879-84. Z łodzi można podziwiać El Candelabro świetnie widoczny z wody geoglif prezentujący trójramienny kaktus o wys. 150m i szer. 150m. Przypomina słynne rysunki z Nazca wyryto go w piaszczystym wzgórzu nie wiadomo kto go stworzył i po co. Drugą częścią wykupionej wycieczki jest wyjazd na pustynię Paracas. Miejsce niezwykle suche ostatnio kilka kropel wody spadło tutaj kilka lat temu bardzo ładne widoki, podziwiamy zmumifikowanego lwa morskiego na środku pustyni skąd on się tu wziął kilka kilometrów od oceanu w Peru występują często trzęsienia ziemi po jednym z nich fala tsunami wyrzuciła go na środek pustyni. Kolejna noc w autobusie już jesteśmy w Nazca znanej w całym świecie z geoglifów naskalnych rysunków. Jest ich tu setki na płaskowyżu o średnicy 55 km. Przedstawiają głównie postacie zwierząt. Pochodzą z początku naszej ery ze względu na wielkość odkryte dopiero w XXw. Rysunki są ogromne niektóre linie maja 8km dwa tysiące lat temu nie było przyrządów pomiarowych narysowanie prostych linii nawet teraz było by problematyczne. Archeologowie odkryli tutaj miasto Cuhuachi pewnie oni to wykonali, ale w jakim celu. Jest kilka teorii może służyły do kontaktu z kosmitami. Poznajemy komory grobowców w tym miasteczku należały do preinkaskiej cywilizacji Paracas swoich zmarłych grzebali owijając w bogate całuny w pozycji embrionalnej po czym wkładano do wielkich koszy razem z żywnością, bronią, przedmiotami codziennego użytku i kosztownościami na drugie życie. Groby te grabiono przez długie dziesięciolecia. W piątym dniu jesteśmy w Arequipie wg tygodnika Forbs najpiękniejsze miasto Ameryki Południowej miasto założone przez konfistatorów Francisko Pizarro czyli dopiero w 1570r. położone na wysokości 2400m co pozwoli nam na stopniowe nabieranie aklimatyzacji. Pięknie położone w kotle otoczone trzema potężnymi zaśnieżonymi szczytami o wysokości ponad 6000m. Piękne stare miasto z Plaza de Armas i swymi uliczkami zwiedzamy Katedrę i słynny Klasztor Św. Cataliny znany również jako Klasztor Dziewic Słońca będący formą żeńskiej wspólnoty mniszek kobiet wybranych mających służyć królowi Inka. Były wybierane w całym Imperium Inków w przypadku nadzwyczajnych wydarzeń jak śmierć króla, nieurodzaj wybierano jedną z nich i składano w ofierze na szczycie góry. Cały kompleks to miasto w mieście olbrzymia budowla z uliczkami, izdebkami, dziedzińcami tworzy niesamowite miejsce. Dla mnie poruszająca była wizyta w muzeum Juanity dziecka ofiary przerażającego inkaskiego rytuału „capacocha- dzieci dla bogów”. Aby przebłagać bogów by nie zsyłali plag dla Inków to były lawiny, powodzie, susze należało złożyć to co najcenniejsze czyli dziecko. Wybierano dzieci od 6 do 15 lat gdy nastąpił czas poświecenia dziecko szło z kapłanem na szczyt góry ponieważ wspinaczka była ponad siły dziecko faszerowano liśćmi koki na szczycie kapłan je zabijał. Te makabryczne praktyki do niedawna nie były znane. Mumie zaczęto odkrywać dzięki zmianom klimatycznym powodującym topnienie lodowców tak było w przypadku Juanity odnaleziono jej i jeszcze dziewięciu dzieci ciało na szczycie Ampato górującym nad Areqipą. Ciała odkrył amerykański archeolog zaś główne badania wykonała polska archeolog Dagmara Socha. Tych ciał odkrywa się na szczytach w Peru coraz więcej. Te przerażające praktyki miały miejsce ok.500lat temu. Inkowie wierzyli, że wysyłają je na misję do bogów, a uśmiercano na szczycie gór by miały bliżej do ich boga. Te okropne praktyki znane są też u innych cywilizacji jak Aztekowie, Majowie, Olmekowie. O tych praktykach czytałem wcześniej, ale dopiero zachowane ciało w przeszklonej lodówce w muzeum mnie poruszyło. Jesteśmy tu kilka dni próbujemy specjałów peruwiańskiej kuchni opartej na warzywach, szczególnie ziemniakach stąd wywodzi się ziemniak. Próbuję potrawy mięsne z alpag i lamy potrawą narodową jest tutaj świnka morska. Areqipa to punkt wypadowy do kanionu Colca. Kanion ma długość 160km i jest dwukrotnie głębszy od Wielkiego Kanionu Kolorado choć jego ściany nie są tak strome. Miejsce to zostało odkryte przez Polaków, którzy go przepłynęli kajakami w 1981r. Było to wielkie wydarzenie zapisane w księdze Guinessa, jako pierwsi zdobywcy mogli dziewiczym terenom nadawać nazwy i tak mamy tutaj polskie nazwy. Udana wyprawa odbiła się szerokim echem w świecie i jak nam opowiadał lokalny przewodnik to przyczyniło się do rozwoju regionu. Bramą kanionu jest piękne miasteczko Chivay leży na wysokości 4000m od kilku dni żujemy jak tubylcy liście koki pomagają złagodzić problemy z aklimatyzacją. Od tego dnia już do ostatniego będziemy na wysokości ponad 3500m. Kanion zwiedzamy z lokalnym przewodnikiem Cruz del Condor w czasach preinkaskich uważane za święte dlatego Hiszpanie postawili tutaj krzyż dziś to jeden z najbardziej znanych punktów widokowych w Andach widoki na kanion wspaniałe pod nogami mamy 1200m otchłań wielkim hitem tego miejsca są ogromne kondory andyjskie ogromne drapieżne ptaki szybujące nad głowami. Zwiedzamy jeszcze kilka punktów widokowych, robimy krótki trekking po zboczach kanionu. W wiosce Yanque dzieci rano przed pójściem do szkoły tańczą w strojach ludowych turyści tu specjalnie przyjeżdżają na ten pokaz wrzucając do ich skarbonki parę soli my też pomagamy im jest tutaj biednie. W Chivay na lokalnym stadionie trafiamy na festyn folkloru bawimy się przednie. Jedziemy do Puno przez kilka przełęczy powyżej 5000m busem oddycha się bardzo ciężko liście koki nie pomagają ulgę przynosi lekarstwo na rozszerzenie skrzelików płucnych. W busie są butle z tlenem gdyby ktoś potrzebował. W Puno mamy tylko nocleg jedziemy zobaczyć ciekawe miejsca w kolejnym kraju Boliwii. Z okien busa widzimy już słynne jezioro Titicaca na zwiedzanie będzie czas gdy będziemy wracali do Peru. Teraz stajemy na granicy w Desaquadero cała granica to wielkie targowisko po obu stronach sprawia wrażenie, że nikt tu niczego nie pilnuje i można iść dalej bez kontroli. Na granicy ogromne tłumy tubylców jest dzień targowy ciężko odszukać budkę celników my żeby wjechać musimy mieć pieczątkę w paszporcie. W Peru bardzo podobały mi się kolorowe stroje w których chodziły Peruwianki w Boliwii podobnie przykuwają uwagę kobiety w zmyślnych dużych melonikach. Kobiety w melonikach są symbolem Boliwii nazywają się Cholity to Indianki z plemienia Aymara ich wartością są trzy zasady nie można kraść, kłamać, a praca jest wartością. Pierwsze wyobrażenie kobiet handlujących na ulicach to proste przekupki nic bardziej mylnego boliwijskie Cholity mają łeb na karku i liczne biznesy, a to że handlują na ulicy wynika z etosu wartości pracy Indian Aymara. Lepiej sprzedawać batoniki niż siedzieć w domu. Meloniki są dumą Boliwii. Boliwia jest krajem wielu przesądów melonik noszony na środku głowy oznacza, że kobieta jest mężatką zaś przekrzywiony że jest singlem lub wdowa. Indianom Aymara nie można robić zdjęć wierzą, że wtedy ktoś skrada im duszę. Granica Peru i Boliwii jest tez umowną granicą pomiędzy Indianami plemienia keczua i ajmara. Na granicy łapiemy busa wszystkie bagaże ładujemy na dach i jedziemy do La Paz. Po drodze oglądamy ośrodek kultury andyjskiej wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO Tiahuanaco ruiny miasta z VI w p.n.e. mnie nie zachwyciły. La Paz niezwykłe miasto położone w dolinie pomiędzy ogromnymi szczytami Kordylierów leży na wysokości od 3700 do 4200m. Nasz hotel jest na wysokości 4000m przetrwać bez bólu głowy i bezdechu z braku tlenu w nocy jest bardzo trudno. Miasto rozrasta się kaskadowo na zboczach gór. Jest niezwykłe i jako jedyne w świecie ma rozwiązany system transportu kolejkami linowymi. Jest tu 15 linii napowietrznych z wagonikami na linie jak w Alpach. Miasto piękne nie jestem fanem zwiedzania dużych miast, ale tutaj jest wyjątkowo, kolorowo. Wg przewodników gringo nie może tutaj czuć się bezpiecznie przez kilka dni zwiedzamy w dzień i w nocy i te opinie są krzywdzące nie czujemy jakiegoś zagrożenia. Centrum to plaza San Francisco z bazyliką. Budowla niezwykła próbująca połączyć dwa różne wyznania chrześcijaństwo, które przywieźli ze sobą Hiszpanie oraz miejscowe wierzenia i życie w zgodzie z Matką Ziemią. Przyglądając się fasadą można zauważyć bogatą symbolikę religii chrześcijańskiej przeplataną motywami Matki Ziemi. Plaza Murillo z katedrą którą odwiedził Jan Paweł II , zwiedzamy muzeum koki jest wiele ciekawych miejsc najbardziej jednak podoba mi się klimat uliczek, targ kipi kolorami i zapachami, smakuję uliczne jedzenie. Ciekawym miejscem jest Plac San Pedro z więzieniem którego formuła jest wyjątkowa razem z więźniami mogą mieszkać rodziny jest małe miasto w mieście. Więźniowie muszą sami się utrzymać przez co kwitnie tutaj biznes niedawno jeszcze można było kupić bilet i wejść go zwiedzać. W dzielnicy Mirafiores znajduje się słynny stadion narodowy położony na wysokości 3900m grający tu Boliwijczycy ogrywają wszystkich. Podczas naszego pobytu grali z Argentyną wygrywając 6-1. Zwiedzamy La Paz z lotu ptaka jeżdżąc kolejkami miejskimi na linie bardzo fajne rozwiązanie dla zatłoczonych miast. 10 km za La Paz zachwyca swym nieziemskim księżycowym krajobrazem Dolina Księżycowa ze skał osadowych erozja wodna wykształciła formy skalne o niesamowitych, fantastycznych kształtach. Skały te stanowią system korytarzy i labiryntów, niesamowite wrażenie dopełniają kaktusy. Tutaj amerykanie trenowali przed lotami na księżyc. W La Paz wykupujemy w lokalnej agencji trzydniową wycieczkę na solnisko Salar de Uyuni i najsuchsze miejsce w Ameryce Pustynię Atacama. Do miasteczka Uyuni jedziemy autobusem nocnym bardzo wygodna opcja rozkładane fotele do pozycji leżące można się wyspać nie płacąc za noc w hotelu i jednocześnie przemieszczać się. Uyuni rano senne wszystko tutaj podporządkowane jest turyście i pieniążkom które on przywozi. Śniadanie w knajpie niczym stary dziki zachód cena powala czekając na przewodników czekamy razem z turystami z całego świata. Salar de uyuni to jedno z tych miejsc na które zapierają dech w piersiach jest to jedno z najatrakcyjniejszych miejsc na świecie. Na wysokości 3600 m jest ogromna pozostałość po słonym prehistorycznym jeziorze, które teraz jest wielką słoną pustynią. Prawdziwa magia zaczyna się w porze deszczowej kiedy pustynia pokrywa się cienka taflą wody tworząc wielkie lustro, gdzie niebo i ziemia przestają mieć granice. Wszystko potęguje się dzięki omamom wzrokowym wywołanym przez rozrzedzone powietrze na tej wysokości. Cała ta wycieczka zajmuje nam trzy dni. Ale po kolei. Pakujemy się do dwóch Toyot terenowych odtąd przez trzy dni poruszamy się po pustyniach zaczynamy zwiedzanie od cmentarzyska pociągów na pustyni pamiętające czasy prosperity kopalń miedzi w okolicach z XIXw. Linia kolejowa jest używana sporadycznie do dzisiaj łączy pobliskie Chile z Boliwią. Stąd po kilku godzinach jazdy docieramy do wspomnianego solniska Salar de Uyuni. Sprawdzamy faktycznie bezkres białej przestrzeni i horyzont odbijający się od małej warstwy solanki powoduje omamy wszystko się zlewa dlatego tych miejsc nie zwiedza się indywidualnie wcześniej wielu turystów tutaj zginęło nie mogąc znaleźć wyjścia. Tędy przebiegała trasa rajdu Paryż-Dakar w 2014r. zagubionych rajdowców kilka dni szukano helikopterami. Na środku salaru jest hotel z soli tutaj nasi kierowcy przygotowują nam pyszny obiad, jest tez obelisk pamiątka po rajdzie Dakar i obelisk pamięci 15 turystów zaginionych. Wrażenia niezwykłe. Turkusowa wyspa Isla Incahuasi wystaje z płaskiej tafli jest na wyciągniecie ręki, a to 70 km brak punktów odniesienia sprawia, że tracimy poczucie rzeczywistości. Stąd ruszamy na Płaskowyż Altiplano i wspinaczkę naszą terenówką na wysokość 5100m prawie wszyscy zaczynają mieć problemy z aklimatyzacją wspomagamy się żując liście koki. Przed nami 700 km po pustyni Atacama i Park Narodowy im. Eduardo Avarosa. Dwa dni, które ciężko opisać krajobraz sprawia, że trudno uwierzyć że wciąż jest się na Ziemi. Cały obszar to 10000km kwadratowych pustyni otoczonej 6500 m szczytami i wulkanami andyjskiej Kordyliery. Niektóre wulkany wciąż są czynne wyrzucając dym i parę. Na skutek zmian klimatycznych i geologicznych prehistoryczne tutaj jezioro wyschło zastawiając spuściznę w postaci kilku jeziorek i poprzeplatanych różnymi kolorami lagun. Nagromadzenie minerałów i różnych związków np. magnez, siarka powoduje, że zachwycają zabarwieniem. Natura przygotowała niezwykły spektakl we wszystkich odcieniach czerwieni – Laguna Colorada, turkusu, zieleni – Laguna Verde, szarości – Laguna Blanca. Pejzaż uzupełniają otaczające góry, wulkany i buchające gejzery. Na tym pustkowiu oglądamy różne endemiczne rośliny, różowe flamingi, kolibry, lamy, a przede wszystkim unikatowe wikunie bliskie krewne lam. Jako ciekawostka wikunią groziło wyginięcie są pod ścisłą ochroną zrzucają sierść raz na kilka lat i były luksusowym przedmiotem handlu. Wyroby z ich wełny należą do najdroższych w Ameryce. Trzeci nocleg na pustyni spędzamy bez prądu w szałasie w tym klimacie nocą mamy 0 stopni, w dzień plus 40 stopni. To niezwykłe miejsce trudno opisać trzeba zobaczyć tym bardziej, że pod tym terenem zalegają ogromne złoża niklu, litu, magnezu. Lit bardzo drogi pierwiastek jest go tutaj 65 procent światowych zasobów jest łakomym kąskiem dla światowych korporacji. Umęczeni, zakurzeni ruszamy nad boliwijską część jeziora Titicaca. Tutaj mamy kilka dni odpoczynku. Kurort Copacabana leży wciąż na wysokości 3900m trudno mówić o odpoczynku. Copacabana tylko z nazwy nawiązuje do swej imienniczki w Brazylii. Znana jest głównie jako miejsce pielgrzymkowe do patronki Boliwii Matki Boskiej Gromnicznej z Copacabany zwanej też Matki Boskiej z Jeziora. Trzy tysięczne miasteczko leży na stromym zboczu opadającym do jeziora Titicaca. Zwiedzamy słynną Bazylikę ze świętą figurką została wzniesiona przez hiszpańskich konfistatorów w XVIw figurka Matki Boskiej ubrana w strój inkaskiej księżniczki co świadczy o związkach religii z lokalną kulturą. Robimy wycieczkę na Cerro Calvario górę Kalwaria miejsce pielgrzymkowe i przy okazji świetny punkt widokowy. Hiszpanie chcąc nawracać Inków, którzy wierzyli w boga słońca stawiali na najwyższym szczycie krzyż. Indianie modląc się do słońca spoglądali na najwyższy punkt okolicy na szczycie którego stał krzyż chcąc nie chcąc modlili się do krzyża. Góra ma 4100m i jest bardzo stroma wchodzę bez większego wysiłku czyli aklimatyzacja zaczyna działać. Jezioro Titicaca położone w zagłębieniu Altiplano jest najwyżej położonym żeglownym jeziorem świata. Leży na wysokości 3812m na terenie Peru i Boliwii. Marynarze bez morza. Nad jeziorem w Copacabanie jako ciekawostkę znajdujemy małą bazę Marynarki Wojennej Boliwii napis nad bramą brzmi „ Może nam się prawnie należy. Mamy obowiązek je odebrać”. Ten biedny kraj utrzymuje marynarkę wojenną nie mając dostępu do morza wciąż wierzą, że odzyskają dostęp do morza który utracili 150 lat temu w wyniku wojen na rzecz Chile. Młody marynarz opowiada nam, że oprócz bazy maja jeszcze akademię morską w La Paz, a jego marzeniem jest zobaczyć morze. Stad płyniemy na Isla del Sol – wyspę słońca – tu wg wierzeń Inków miał się urodzić bóg Viracocha oraz pierwsi Inkowie Manco Capac i jego siostra i żona Mama Huaca tu również po raz pierwszy miało pojawić się Inti czyli słońce. Dla Indian z plemion Ajmarów i Keczua jest to miejsce święte. Na wyspie nie ma samochodów, teren górzysty, skalisty o znaczeniu wyspy świadczy duża liczba zachowanych inkaskich ruin wdrapujemy się na najwyższy punkt Cerro Chequesani 4075m skąd roztacza się wspaniały widok na jezioro Titicaca i 7 tysięczne andyjskie szczyty. Są tutaj dwie wioski, które ze sobą toczą wojnę o turystów każąc sobie płacić wysokie myto za wstęp. W jednej z nich oglądamy Muzeum Kultury Indian Ajmarów uwagę przyciągają ryciny informujące, że umieli oni robić skomplikowane operacje, trepanacje czaszki. Zmęczeni wracamy do miasteczka jutro jedziemy do Puno znanego z wysp Uros zbudowanych na trzcinie, pływających na jeziorze Titicaca. Indianie gdy im zagrażało niebezpieczeństwo po prostu odpływali na środek jeziora. Tych wysp jest 40 na każdej mieszkają 3-4 rodziny. Jest to jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc ameryki, mnie nie zachwyciły –komercja pod turystów. Podobnie jak w czasach antycznych wszystkie drogi prowadziły do Rzymu, tak i w państwie Inków wszystkie szlaki wiodły do ich stolicy Cusco. Przez trzy tygodnie poruszamy się po Imperium Inkaskim nadszedł czas by zobaczyć ich serce Cusco – stolicę, Świętą Dolinę i wisienkę na torcie Machu Picchu. Święta Dolina Inków nazywane też doliną Urubamby od przepływającej przez nią rzeki była epicentrum kultury Inków to tu ostatni królowie Inków bronili się przed nadciągającymi konfistatorami, a ruiny tamtejszych miast, choć może nie tak spektakularne jak Machu Picchu pozwalają lepiej poznać i zrozumieć historię jednej z największych cywilizacji. Zaraz rzuca się w oczy jedna z najważniejszych cech inkaskiej architektury: budowanie w naprawdę, ale to naprawdę w niedostępnych miejscach – na szczycie wzgórza, na stromym zboczu, nad rzeką. Coś co zachwyca to te niekończące się tarasy zbocze jest tak strome, że nawet nie ma możliwości na zboczu stanąć aby nie zsunąć się w przepaść, a oni tam budowali tarasy i na ich piętrach uprawiali ziemię głównie kukurydzę i ziemniaki znali ich ok. 2 tyś odmian. Jest tu tyle miast, ruin, budowli, stanowisk architektonicznych niektóre zbudowane w takich miejscach, by do nich się dostać trzeba wspinać się przez wiele godzin, jedne wciąż zarośnięte dżunglą czekają na odkrycie, że można by się tu zatrzymać na tydzień, miesiąc a i tak nie nasycić swoich zmysłów. My wybieramy te najważniejsze i łatwiej dostępne. Pisac – małe miasteczko w dolinie rzeki Urubamba kolorowe pełne turystów, główną atrakcją są ruiny inkaskiego miasta urodą i lokalizacją niewiele ustępujące samemu Machu Picchu. Położone 1000m powyżej doliny na zboczach i wierzchołku jednego ze wzgórz. Krętą drogą wjeżdżamy busem wzdłuż niezwykle stromych tarasów. Ruiny mają formę cytadeli, amfiteatru pierwotnie miały prawdopodobnie charakter militarny przerodziły się w ośrodek religijny. Ogromne ruiny domów, świątyń, pałaców, specjalne obserwatorium astronomiczne Inkowie obserwowali niebo określając pory roku, godziny czas siewu i zbioru plonów. Na przeciwległym zboczu na prawie pionowej ścianie umieścili swoje grobowce niedawno odkryte badane przez archeologów nasuwa się pytanie jak oni tam się wspinali. Widok z góry do doliny jest niezwykły. Inkowie wierzyli w Słońce jako ich stwórcę i uznawali je za główne bóstwo. Wszyscy władcy uważani byli za potomków Słońca. Dlatego swoje miasta i świątynie budowali na najwyższych wzgórzach by być bliżej ich boga Słońca. Z Pisac droga dnem doliny biegnie do stanowiska archeologicznego Muray. Nie są to pozostałości miasta tylko jakiegoś ich laboratorium rolniczego, a skąd to wiemy tak sądzą tylko historycy, archeolodzy bo Inkowie nie znali pisma i nie pozostawili po sobie żadnych przekazów. Są tu trzy ogromne naturalne zagłębienia w ziemi pokryte zielonymi tarasami rolniczymi w formie idealnych okręgów są harmonijne, symetryczne i uspokajają po turystycznym szaleństwie ruin w Pisac. Kolejne to Ollantaytambo bardzo ładne miasteczko w Dolinie Inków urastające na centrum turystyczne jego stara zabudowa pamięta jeszcze czasy inkaskie położone pod potężnymi wznoszącymi się na zboczu góry inkaskimi ruinami. Przeogromne ruiny robią piorunujące wrażenie. Wspinamy się do góry kolejnymi tarasami stromo i ciężko warto obejrzeć się za siebie na cudowną panoramę w dole Olanty. Na szczycie kompleks podzielony jest na część sakralną, środkową i cmentarz. W tej środkowej części zwraca uwagę Świątynia Słońca, choć nie dokończona jet najlepszym przykładem inkaskiej architektury. Mury inkaskie zwyczajowo budowano z perfekcyjnie ciosanych i dopasowanych bloków największe maja po 50 ton. Na przeciwległym wzgórzu zachowały się tarasowo zbudowane spichlerze żywności. Inkowie stworzyli budynki o takim systemie otworów wentylacyjnych by ciągły przepływ powietrza zapewniał ich schładzanie. Kolejne inkaskie miasteczko Chinchero. Inkowie wierzyli, że tutaj narodziła się tęcza król Inka Tupaca zbudował świątynię, hiszpańscy konfistatorzy burząc ją na jej murach zbudowali kościół. Miejscowa ludność na ogromnych tarasach wciąż uprawia ziemię w centrum jak w każdym miasteczku kolorowo o przywiązaniu do tradycji świadczą codzienne ludowe stroje noszone szczególnie przez kobiety. W Cusco stolicy regionu zatrzymujemy się na dwa dni to była stolica Imperium Inkaskiego miasto założone przez władcę Imperium Manco Inkę, zdobyte w 1533r. przez oddziały konfistatorów Francisco Pizzaro. Miasto to kamienny klejnot w andyjskiej dolinie Hiszpan tak oczarowało, że go nie zburzyli jak to mieli w zwyczaju zastępując jedynie inkaskie pałace własnymi budowlami. Ciekawostkę stanowi rozplanowanie przestrzenne stolicy Inków. Mieli oni osobliwy zwyczaj budowania miast na planie zbliżonym do kształtu zwierząt i tak Machu Picchu widziane z góry przypomina Kondora, Ollantaytambo powstało na planie lamy, Pisac kuropatwy, a Cusco to czająca się do skoku puma, jej głową jest twierdza Sacsayhuaman. Miasto jest piękne, urzeka przez dwa dni zwiedzamy jego zakamarki i najważniejsze zabytki. Plaza de Armas nasz rynek, Katdrę ogromny kompleks najstarszy chrześćjański obiekt, Klasztor Santa Catalina, Świątynię Wirakoczy najstarszy inkaski obiekt, Świątynię Słońca Qorikancha najbogatsze sanktuarium Inków w Cusco czyli świątynię boga słońca Inti, słynny indiański targ Mercado San Pedro na którym można wysmakować najlepsze specjały kuchni Peru. Myśli nasze już krążą wokół tej wisienki na torcie czyli Machu Picchu. Pod Machu Picchu nie jest łatwo się dostać wszystko co jest związane ze zwiedzaniem ruin trzeba rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Miliony turystów, a do tego dochodzą limity wejść. Pod Machu Picchu można dojechać pociągiem jest to bardzo droga opcja, nie ma żadnej drogi ,biegnie kilka szlaków pieszych co jest ciekawszą opcją. My wybieramy prastary szlak Inków – czterodniowy Inca Jungle Trek. Rezerwowaliśmy go w peruwiańskiej agencji z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem z Polski w pakiecie mamy już bilet w czwartym dniu na Machu Picchu i powrót pociągiem do Cusco. Dwóch przewodników będzie nam towarzyszyło na całej trasie. Dzień pierwszy jedziemy busem na przełęcz Malaga na wysokość 4500m tutaj dostajemy rowery górskie, kaski, ochraniacze zjeżdżamy serpentynami podziwiając niesamowite widoki dookoła do małej wioski położonej na wysokości 1500m. Mieliśmy możliwość obserwacji piętrowego układu roślinności w górach od 4500m i skalistych turni do 1500m gdzie wjechaliśmy do dżungli. Dzień drugi najtrudniejszy to trekking z plecakami przez Andy starymi ścieżkami Inków budowanymi przez nich setki lat temu. Trudnością szlaku jest wspinaczka z 1500m na 3500m zmęczenie ukajamy liśćmi koki zrywanymi wprost z drzew. Wędrujemy przez plantację kawy, mijamy kakaowce, towarzyszą nam niesamowite widoki na dolinę Urubamby. Idziemy przez odludzia Andów nie jesteśmy sami tych grup jest tutaj dużo. Schodzimy do doliny idziemy wzdłuż ogromnej wzburzonej rzeki przekraczamy ją w wózku na linach bardzo emocjonująca przeprawa. Cały marsz zajmuje nam 11 godzin. Miasteczko Santa Teresa jak wszystko tutaj nastawione jest na obsługę turystów. Dzień trzeci wędrujemy wzdłuż rzeki Urubamba naszym celem jest Aquas Calientes ścieżka biegnie krętą doliną nad nami wzbijają się strzeliste szczyty na jednym z nich rozłożył się cel naszej wędrówki Machu Picchu. Aquas Calientes miasteczko to brama Machu Picchu, każdy kto chce zobaczyć słynne ruiny musi się tu pojawić. Miasteczko nie ma nic do zaoferowania oprócz ładnej lokalizacji w lesistej dolinie, każdy budynek związany jest z infrastrukturą turystyczną. Nie ma samochodów można tutaj się dostać tylko pieszo lub pociągiem. Jest tylko jedna droga z miasteczka na ruiny, które położone są w pionie ponad 1000m wyżej i tą drogą wahadłowo jeżdżą busy dowożąc turystów pod bramę, można iść pieszo. My kupujemy bilety na busa i w czwartym dniu wjeżdżamy pod górę do bramy Machu Picchu. Przez prawie miesiąc na ten punkt programu wyjazdu czekałem. Machu Picchu fascynująca siedziba Inków ukryta była przez wieki w niedostępnych górach |Peru 24 lipca 1911r amerykański archeolog pośród gór i dżungli ujrzał opustoszałe miasto nadał mu nazwę Machu Picchu co w języku keczua oznacza stary szczyt. Miasto ma powierzchnię 5km kwadratowych położone na jednym z grzbietów w Andach z trzech stron otacza je Urubamba, a z czwartej szczyt Huayana Picchu. Jego trudno dostępne położenie sprawiło, że hiszpańscy kolonizatorzy nigdy go nie zdobyli. Machu Picchu to najpiękniejsze, a zarazem najbardziej tajemnicze miasto świata. Mimo badań prowadzonych od lat naukowcy nie potrafią odpowiedzieć na wiele pytań. Według nich miasto zostało wybudowane w XVw., a opuszczone zaledwie 100 lat później, około 1535r. Jego władcą był król Inka IX Pchacuti, prawdopodobnie liczyło około 1000 mieszkańców, składało się z dwóch części, wiejskiej i miejskiej. W wiejskiej części znajdowały się pola uprawne na stromych tarasach nawadniane specjalnym systemem kanałów. W miejskiej części mieściły się pałace, świątynie i domy mieszkalne zbudowane z białego granitu i wkomponowane w górskie otoczenie. Jednym z ciekawszych elementów architektonicznych są schody liczące 1200 stopni zapewniały wewnętrzną komunikację na różnych poziomach miasta. W niższej części miasta po drugiej stronie przełęczy znajdowała się świątynia w której mieszkał władca. Wyższe partie Mach Picchu zajmowane były przez kapłanów. Tam też znajdowało się obserwatorium, Słoneczna Wieża czy Świątynia Trzech Okien. W mieście zbudowano 170 budynków z idealnie ociosanych kamieni bez zaprawy, których waga dochodzi nawet do 50 ton. Pytanie, które zaraz mi się nasuwa jak oni te bloki transportowali na tych stromych zboczach. To wszystko służyło kultowi Słońca, które dla Inków było największym bóstwem. W dzień zimowego przesilenia, kiedy dzień był coraz krótszy zwyczajny człowiek nie rozumiejąc astronomicznych subtelności, obawiał się że wreszcie słońce w ogóle zniknie. Wtedy kapłani w swoistym rytuale złotym łańcuchem przywiązywali Słońce do specjalnie wyżłobionego kamienia, żeby ono nie uciekło. Rzeczywiście następnego dnia dzień zaczął się robić dłuższy. Tak naprawdę nie wiemy czym było Machu Picchu . Naukowcy cały czas szukają odpowiedzi na pytanie kto tam mieszkał i dlaczego tak nagle opuścił miasto. Jego tajemnica nadal nie została odkryta. Ile jeszcze jest zarośniętych dżunglą Inkaskich miast na niedostępnych szczytach Andów. Machu Picchu przykrywa pierzyna chmur wspinamy się na szczyt Wayna Picchu jest bardzo stromo pod nami 1000m niżej dolina. Jesteśmy jednymi z tysięcy turystów wszyscy czekamy, by choć na chwilę chmury ustąpiły. Późnym popołudniem chmury ustępują mamy cały kompleks jak na dłoni. Wiele miejsc na świecie już widziałem wcześniej, ale Machu Picchu porusza mnie do głębi ruiny inkaskiego miasta na szczycie pionowej skały niczym orle gniazdo z filmów rysunkowych tuż nad nim sterczy masyw Wayna Picchu, a dookoła nieprzebyty mur Andów. Aż nie chce się wierzyć że jest to dzieło ludzkich rąk. Tak wspaniały dzień szybko się kończy wracamy do miasteczka piechotą i pociągiem do Cusco. Czeka na nas bardzo krótka noc o 3 rano ruszamy z miejscowymi przewodnikami busem w Góry Tęczowe. Mieniące się siedmioma barwami góry są jak z bajki kolory powstałe zawdzięczają minerałom zawartym w kamieniu, które nadają im specyficzne barwy. Busami wjeżdżamy na wysokość 4500m na nogach wędrujemy prawie siedem godzin do wysokości 5000m. Widok barw, różnych odcieni jest niesamowity widok całość zmęczenia gdzieś pryska. Podobno widok od strony Boliwii jest dużo ciekawszy. Nasi przewodnicy poganiają czeka nas długie zejście mieszkańcy górskich zagubionych wiosek nauczyli się żyć z turystów. Proponują wodę, jedzenie, kilku turystów – gringo zwożą na koniach. Ostatni dzień w Cusco jedziemy jeszcze na ruiny twierdzy Sacsaywaman resztę dnia przeznaczamy na odpoczynek i spokojne podsumowanie wyprawy. Rano ruszamy w drogę powrotną samolotem Cusco-Lima 1,5 godziny, długi 12 godzinny lot Lima-Amsterdam i 2,5 godzinny Amsterdam-Warszawa. W Warszawie kończymy naszą prawie miesięczną wyprawę po dwóch krajach Ameryki Południowej.
Jarosław Domański
Galeria wyprawy:
Comments